wtorek, 25 marca 2014

ROZDZIAŁ I: Miasteczko Savannah

Rozdział został poprawiony.
Za wszelkie utrudnienia przepraszam i życzę miłego czytania :).



Siedząc przy stole w jadalni, rozmyślałam jak zorganizować sobie wolny czas. Po ostatniej walce z Wampirami w Nowym Jorku miałam dużo wolnego czasu. Wtem przyszedł do mnie fax:
"Andromedo Konstantin zwracamy się z pilną prośbą o przybycie do miasteczka Savannah. Nieśmiertelni wychodzą z pod ziemi. Dotychczas zanotowaliśmy śmierć jednego obywatela.
Mieszkańcy Savannah"
- Cholerne wampiry, czy one nigdy nie zdechną ?!
Wstałam od stołu i udałam się do sypialni, aby się spakować.

***



Podróż z Nowego Jorku do Savannah zajęła mi półtora dnia samolotem. Gdy dotarłam na miejsce okolica wydawała się być miła i całkiem urocza, jednak wiedziałam, że to jedynie pozorne wrażenie. Jak tylko pojawią się krwiopijcy, miasteczko stanie się ponure i przygnębiające. Budownictwo utrzymane było w klimacie no tak, wprost idealne miejsce dla wampirów. Część miasta była zachowana w starym stylu, w dodatku ponoć jest to jedno z najbardziej nawiedzanych miejsc w USA. To piękne, niepozorne miasteczko kryło wiele zabytkowych budowli i kościołów. Dobrze, że przyjechałam w odpowiedniej chwili. W powietrzu czuć, że zbliża się zło - pomyślałam.
Najpierw skierowałam się do burmistrza. To właśnie od niego otrzymałam owy fax. Wchodząc do ratusza udałam się w stronę recepcji.
-Dzień dobry. Nazywam się Andromeda Konstantin. Proszę powiadomić burmistrza o moim przybyciu.
- Witamy. Oczywiście, już przekazuję.
Wzięła słuchawkę interkomu i nawiązała kontakt z szefem. Po otrzymaniu zgody wyszła zza blatu biurka, aby poprowadzić mnie do biura burmistrza. Mogłam w reszcie przyjrzeć się tej dziewczynie. Miała ładne rysy twarzy. Tą zaś okalała burza brązowych loków. Była ubrana w elegancką białą bluzkę i szykowną, dopasowaną granatową spódnicę przed kolana.
- Wspaniale, że tak szybko Pani tu dotarła. Nie wiadomo kiedy rozpęta się tu piekło.
- Co ma pani na myśli?
- Niestety nie mogę powiedzieć nic na ten temat. Szef zapozna panią z treścią o przepowiedni...
- Przepowiednia, hmm…nieźle się zapowiada.

***

Ratusz był niewielkim zabytkowym budynkiem. Ściany zdobiły przepiękne stare obrazy, zaś podłogi pokrywały oryginalne, wiekowe perskie dywany. Gdy weszłam do gabinetu odniosłam wrażenie, że coś się tu nie zgadza. Zazwyczaj gabinety prezydentów, burmistrzów i innych przedstawicieli miejscowej polityki były jasne, przestronne i skromnie urządzone. Ten z kolei był duży, ciemny i panowała w nim duchota. Wszędzie można było dostrzec przedmioty okultystyczne i voodoo, co w ogóle nie pasowało do tego typu miejsca. Bardziej przypominało to jakiś tajemne pomieszczenie do tego typu obrządków, bądź kryptę aniżeli biuro burmistrza.
Za wielkim mahoniowym biurkiem siedział przysadzisty, sędziwy mężczyzna, lecz dziwnie żywy. Miał gęstą, choć nie długą siwiejącą brodę i krótkie ciemne włosy, które także poczynały się srebrzyć. Jego twarz pokryta zmarszczkami biła mądrością, a oczy zdradzały zakłopotanie. Przypominał nieco wyglądem rabina, ale jego ubiór całkiem odstawał od tego tytułu. Garnitur od Prady w kolorze kruczych piór świetnie komponował się z krwisto czerwonym jedwabnym krawatem.
-Nieźle- mruknęłam sama do siebie na widok tego wszystkiego.
- Witamy w Savannah. Nazywam się Brandon Rickaler. Prędko się pani u nas zjawiła. - Przywitał mnie żwawym głosem.
- Tak, nie lubię odkładać obowiązków na potem.
- Grunt to dobre nastawienie. - Rzekł wyraźnie zadowolony, a ciepło biło z jego oczu.
- Przejdźmy do rzeczy. O co chodzi z tą całą przepowiednią?
Twarz burmistrza się zmieniła. Wzrok spochmurniał, twarz poczerwieniała, a na czole wystąpiły krople potu.
- Wie pani już więc o przepowiedni? Myślałem, że najpierw napijemy się kawy albo herbaty-przyznał nieśmiało.
- A wie pan, co ja panu powiem?- Odburknęłam zdenerwowana- wampiry nie bawią się w gadkę szmatkę, tylko od razu działają. Tak więc, proszę niech Pan z łaski swojej powie mi wszystko co wie o przepowiedni, a potem udamy się prosto do kostnicy. Muszę zobaczyć ciało.
Mężczyzna skrzywił się, ale pokiwał głową z uznaniem.
- Przepowiednia powiada, że gdy na miejscu spoczynku zmarłych zginie młody mężczyzna - nieśmiertelni, w tym także wampiry wyjdą z ukrycia. Wtem pojawi się wybraniec, który złe wampiry unicestwi, zaś te dobre przystosuje do koegzystencji z ludźmi. Dobre wampiry karmią się jedynie mieszanką krwi ludzko/zwierzęcej, z banków krwi dla zarejestrowanych wampirów. Według przepowiedni wybraniec winien mieć na lewej łopatce znamię w kształcie koła ze strzałą, wybraniec miał pochodzić z pradawnego rodu łowców Beauchamp. - Spojrzał na mnie wymownie.
Szczęście, że pogoda dopisała, bo miałam na sobie swoją ulubioną sukienkę wiązaną na szyi. Z łatwością mogłam więc ukazać burmistrzowi znamię. Wydawał się być zadowolony.

-Skąd pan tyle o nich wie?
-Powiedzmy że jestem kimś w rodzaju miejscowego szamana/kapłana.
Prychnęłam tylko na to nic nie odpowiadając.
- No cóż. Proszę zawieść mnie w takim razie do kostnicy.
Wyszliśmy z jego biura i kierując się na parking. Wsiadłam do swojego Peugeot'a 308 CC, zaś burmistrz do swojego czarnego Mercedesa. Ruszyliśmy, a mężczyzna prowadził mnie do celu. Do kostnicy nie jechało się zbyt długo. Tak jak ratusz była nijaka i raczej skromna . Wchodząc do środka w nozdrza uderzał gryzący odór detergentów, formaliny i innych środków służących do konserwacji zwłok.

- Panie Laritein- zawołał burmistrz.
Zza lady wyłonił się wysoki mężczyzna, po trzydziestce o łysym skalpie. Ubrany był w lekarski fartuch, jasne jeansy i flanelową koszulę w kratę.
- Witam panie burmistrzu w czym mogę pomóc???
- Chcielibyśmy obejrzeć ciało tego studenta.
- Oczywiście - pokiwał głową i mówiąc dalej - zbadałem ciało owego studenta. Nazywał się John Krasiński. Był studentem uniwersytetu Yelowstone. Jego wiek to 21 lat. Pochodzi z Polski, a do naszego miasteczka przybył w odwiedziny do kuzyna. Śmierć nastąpiła poprzez wykrwawienie. Żadnych siniaków, czy innych urazów, prócz dwóch małych ranek na szyi i nadgarstkach, są to niewielkie rany kłute, około pięciomilimetrowe o owalnym kształcie.
- Młody wampir, pójdzie łatwo.
Doktor Laritein popatrzył na mnie i otworzył front szuflady z ciałem. Wszyscy popatrzyliśmy ze zdziwieniem na puste miejsce, w którym powinno znajdować się ciało Johna Krasińskiego.
- Cholera jasna!- Mruknęłam – Zostańcie tu, ja idę się rozejrzeć.
Wyszłam na korytarz. Żarówki wystające z kinkietów nieustannie migotały. Otworzyłam pierwsze drzwi, aby sprawdzić czy w którymś z pomieszczeń nie ukrywa się młody wampir. Z nimi jest najgorzej. Są niewiarygodnie silne. Zdecydowanie silniejsze i szybsze od tych dojrzałych. Okres wzmożonej siły trwa pierwsze trzy miesiące, za to dojrzewając otrzymują niesamowite moce. Trzeba się najpierw przekonać czy ów wampir będzie stał po dobrej, czy też złej stronie. Przechadzałam się dalej przeczesując wszystkie pomieszczenia, gdy nagle usłyszałam za sobą stłumiony chichot. Odwróciłam się raptownie ale nikogo tam nie było.

 Znów zachichotał ale tym razem bliżej mnie. Poczułam nagle powiew wiatru i przede mną pojawił się młody przystojny chłopak. Miał ciemną karnację, umięśnione ramiona oraz klatkę piersiową. Ciemno brązowe, niesforne włosy sterczały w nieładzie. Był niemal nagi, nie licząc dopasowanych slipów.
- No, no cóż za śliczną istotkę tu mamy? - odezwał się chłopak melodyjnym barytonem. Gdy mówił w powietrzu zawirowała nutka jaśminu i cmentarnej ziemi. Wiedziałam, że zapach wraz z dojrzewaniem robi się przyjemniejszy i słodszy.
- Ty również jesteś niezły. Jak na wampira... - Z udawaną złośliwością, po czym uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Więc może taka ślicznotka powie mi jak ma na imię i jakie mam możliwości?
- Na imię mi Andromeda. I jeśli wybierzesz polowanie na ludzi to ta wiedza Ci się nie przyda. Jednak jeżeli wybierzesz zarejestrowanie się w banku krwi - pomogę Ci.
- A jak nie to mnie zabijesz?
- Z bólem serca... ale nie pozostawisz mi wyboru.
- A umówisz się ze mną, jeśli wybiorę dobrą stronę? - Zapytał unosząc filuternie jedną brew.
- Tak, ale to tylko po to by Ci wszystko objaśnić. - uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko.
- W takim razie jestem po Twojej stronę ślicznotko - John również odwzajemnił mój uśmiech. W tej samej chwili jego oczy które miały dwa kolory, gdyż nie był jeszcze zdecydowany czy będzie polował na ludzi, czy też się zdecyduje się pokojowo z nami współżyć. Teraz miały przepiękny kolor lawendowy.

- Jestem taki głodny i spragniony. Gardło mnie pali.
- Dobra musimy się pośpieszyć. Muszę załatwić Ci jakieś ubranie i dać Ci coś na przekąskę. Jesteś młodym wampirem, więc do 3 miesięcy po przemianie możesz nadal jeść ludzkie jedzenie i do tego pić krew.
- Nieźle. - Odrzekł krótko.
Pomyślałam, że nawet mogłabym poflirtować z takim seksownym dhampirem. Z taką myślami uśmiechnęłam się do samej siebie i poprowadziłam chłopaka w głąb korytarza.
***
 

Przed zachodem słońca wyruszyłam z Johnem do apartamentu, który przydzielił mi burmistrz. Odkąd wynajmują mnie do takich zleceń nie pozwalam sobie na spanie w ruderach. Jestem kobietą i mimo mojej specjalizacji zawodowej mam swoje potrzeby.
Po dotarciu do mieszkania zmęczona wszystkimi dzisiejszymi zdarzeniami położyłam się na łóżku. John zaś zafascynowany swoim nowym ciałem, wyciągnął rękę w stronę ostatnich promieni słonecznych.

- Jak to?? Przecież powinienem się palić!- Powiedział zdziwiony sam do siebie.
- Jesteś dopiero dhampirem, pół człowiekiem pół wampirem. Słońce nie działa na was tak jak wmawia ludziom kościół i media. Dorosłe wampiry po pełnej przemianie, mogą wychodzić w słoneczny dzień, lecz muszą osłaniać swoje oczy, gdyż widziane światło odbierane jest przez nie o wiele intensywniej. W dodatku jeśli są za długo wyeksponowane na światło słoneczne, muszą później chłodzić swoje ciała w kąpielach lodowych, w innym przypadku może dojść do reakcji samo zapłonu. Choć nie powiem, aby było to częste zjawisko. A na pewno nie patrzy się na to przyjemnie, ten swąd... Blee.
- To dosyć drastyczne. Co jeszcze jest kłamstwem w takim razie?
- Święcona woda, krzyże i inne takie – nie działają.
- A czosnek?
- Czosnek tak, ale jedynie odpowiednio spreparowany, wtedy faktycznie odstrasza. Ale zacznijmy od początku. Opowiem Ci kim jestem. Ukończyłam studia magisterskie z Historii i Mitologii oraz Legend i Wierzeń Okultystycznych. W wieku 8 lat dowiedziałam się, że będę musiała dopełnić słowa proroctwa. Od tamtej pory szkolono mnie i wpajano mi wiedzę o wampirach, demonach, wilkołakach oraz innych stworzeniach nadprzyrodzonych. Nauczono mnie także sztuk walk i jak zabijać te stworzenia, jeżeli jest taka potrzeba. Zawsze mam przy sobie odpowiednie księgi i broń do zabijania i osłabiania ich.
- To trochę przerażające. Tak piękna kobieta, wydająca się być tak kruchą jest jednocześnie jedną wielką maszyną do zabijania – odpowiedział wyraźnie zszokowany chłopak.
- No co? Sam zgodziłeś się mi pomagać.
- Wiem wiem, ale nie raczyłaś mnie ostrzec, że pakuję się w takie gówno...
Nagle chłopak zamilkł zdziwiony, gdy zaczęłam się rozbierać.
- C-Co ty robisz?? - spytał oszołomiony John.
Zauważyłam, że chłopak kątem oka ocenia moją figurę, umięśnione, gładkie ciało i jędrne duże piersi.
- Chyba Ci to nie przeszkadza? A nawet jeśli, to musisz przywyknąć. Po prostu nie wstydzę się swojego ciała.
Ubrawszy się szybko w bluzeczkę na ramiączkach i obcisłe spodnie, wyszłam do salonu by zadzwonić do burmistrza.
- Pani Andromedo mam złe wieści - powiedział zestresowany burmistrz gdy tylko odebrał telefon
- Co się stało?!
- Mamy kolejne dwa morderstwa, ale tym razem ciała wyssane są do cna!
- Gdzie to się stało?
- W parku miejskim, na polanie.
- Pojedziemy najpierw do parku, bo chcę obejrzeć miejsce zbrodni. Później zaś do kostnicy.-Po czym się rozłączyłam. - John choć ze mną do kuchni musisz się pożywić. Załatwiłam Ci ubrania leżą tam - na kanapie. - Powiedziałam wskazując palcem ich miejsce.

Poprowadziłam chłopaka do kuchni. Salon wyposażony był w aneks kuchenny. Pomieszczenie utrzymane było w odcieniu kości słoniowej. Stał tam także duży sprzęt stereo, kanapa i stół przy którym można było na spokojnie usiąść i zjeść. Mieściła się też tutaj mała biblioteczka. Podeszłam do aneksu i wyciągnęłam z lodówki dwa woreczki krwi i wsadziłam na minutę do mikrofali, a następnie zaczęłam przygotowywać mu kanapki. Gdy tylko krew osiągnęła odpowiednią temperaturę podałam ją chłopakowi razem z kanapkami.
- Dziwnie pachnie- powiedział zniesmaczony John.
- No cóż, będziesz musiał się przyzwyczaić, w końcu to mieszanka ludzko-świńskiej krwi.- Nie grymaś tylko pij.- Pomyślałam sobie na widok jego miny.
- Ja nie grymaszę- powiedział oburzony chłopak.
- Nic takiego nie powiedziałam.
Facet już chyba zaczyna świrować od przyrostu wrażeń, może powinnam go powoli przystosowywać do nowej sytuacji.
- Ja nie świruję!
- Czekaj, czekaj już wiem!- Fajne slipki- pomyślałam.
- Dzięki - podziękował ucieszony chłopak, posyłając mi promienny uśmiech.
- Mój Boże! Ty potrafisz czytać w myślach. To może być przydatne w niektórych sytuacjach.
- Super!
- To niesamowite, że tak młody wampir jak Ty tak wcześnie odkrył swoje zdolności!
- Zawsze wiedziałem, że jestem wyjątkowy - Powiedział unosząc wymownie brew.
- Mam pomysł. Jak będę miała coś do powiedzenia tylko tobie – odczytasz to w moich myślach.
- Nie ma sprawy - Jednak gdy to mówił znacząco się uśmiechnął.
- Nie powiemy o tym burmistrzowi, nie ufam mu do końca...
 ***

John pospiesznie ubrał się w czarny obcisły t-shirt, ciemno-niebieskie jeansy i brązowe kowbojki. Poprosiłam go, by przeczesał myśli burmistrza jak tylko znajdziemy się na miejscu. Park znajdował się w starszej części miasteczka, był duży i piękny. Wiosna sprawiła, że wszystko w około poczynało pączkować, a ciepłe promienie słońca okalały park. Niestety widok popsuły taśmy policyjne, które chroniły teren morderstwa przed gapiami. Zaparkowałam przed bramą parku i razem z Jonem ruszyliśmy w stronę gdzie było najwięcej mundurowych. Oczywiście był tam i sam burmistrz.
- Możesz już odczytać myśli burmistrza?
- Tak. Podejrzewa, który wampir ze starszyzny mógł się zbudzić. Tylko jeszcze nie wie w jaki sposób. A i jeszcze coś. Pewien jest, że ten który mnie stworzył będzie chciał już niedługo się ze mną spotkać. -Gdy to mówił głos mu jakoś dziwnie zadrżał , wiec się odwróciłam w jego stronę spostrzegłam że się krzywi.
- Wiesz, ten wampir nie koniecznie musi być zły.
- Mam taką nadzieję...
Nagle zamilkliśmy oboje. To co zobaczyliśmy zaskoczyło nas i zniesmaczyło zarazem.To w jaki sposób zamordowano ofiary przechodziło ludzkie pojęcie...
*****************

Zredagowała: Wiktoria Gajewska

6 komentarzy:

  1. <3 czekam na kolejny rozdzial ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No teraz to się zupełnie inaczej czyta. Dobra robota.
    PS. Ustaw sobie w edytorze bloggera justowany tekst, wyśrodkowany mi się źle czyta. Wydaje mi się, że większość ludzi jest przyzwyczajona do czytania tekstu lewostronnego :)

    Dzięki, że zajrzałaś na mojego bloga, tak szybko przeczytałaś te 17 chapterów? Jestem pod wrażeniem. Button już widnieje na swoim miejscu :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko popraw sobie literówki :) Wiem, że na początku rozdziału źle napisano wampir, miasteczko (tu się kłaniaja powtórzenie, nadal), szatan...wyszło coś jakby szaman :D Jak sobie przeczytasz na spokojnie tekst to wszystko wyłapiesz :)

      Usuń
    2. Ja jestem molem książkowym hehe :D i szybko czytam takie rzeczy :D

      Usuń
    3. To kiepski z Ciebie mól książkowy skoro walisz tyle błędów.

      Usuń
  3. Dobry wieczór. Moja droga Justynko. Znamy się już jakiś czas i rozumiemy bez słów, a jednak od tej strony mnie nie znasz. Musisz wiedzieć, że walę prosto z mostu i piszę ogromnej długości komentarze, litanie, bym powiedziała. Na początek.
    Błędy! Masa błędów! Zatrudniaj betę, ale już! I nie mów mi, że nie masz czasu się z tym bawić, bo masz. Twoje dzieciaczki śpią po nocach xD.
    Opisy - pierwsze akapity mówią same za siebie. Andromeda wkracza do ponurego budownictwa, które ma klimat, ale nie napisałaś jaki. No weź, nie skracaj mi tutaj opisów i nie pozbawiaj mnie wyobraźni! Jak możesz?! Kolejny akapit opisów. Byłabym bardziej usatysfakcjonowana opisem rezydencji burmistrza niżeli jego sekretarki, która i tak zaraz zniknie, bo nie jest tutaj żadnym bohaterem.

    I tak oto w kolejnym akapicie mamy opis rezydencji, ale dla mnie jest on nieco zbyt wyłuskany. Taki no nie w twoim stylu. I ogólnie nie podobała mi się rozmowa z burmistrzem - pozbawiona uczuć i reakcji. Ale mamy plus - ja też jak Andromeda prychnęłam na wieść o tym, że burmistrz jest szamanem xD. To było zabawne.
    John jest taki zabawny i chyba trochę przygłupawy. Takie odniosłam wrażenie. Nie wiem czemu, ale zachowuje się jak dziecko, które poznaje świat. To też jest urocze.
    Andromeda jako bohaterka głowna wydaje mi się silną kobietą, która nie zna granic. Jest egoistyczna i bezpośrednia, na razie nie okazuje słabości ani swoich uczuć. Rozumiem, że chciałaś ją postawić w takim świetle, ale nie odkrywaj wszystkich kart od razu, zostaw coś na później xD
    Cóż, ten komentarz nie okazał się litanią, ale to dlatego, że siedzą mi za uchem i ględzą - no zejdź wreszcie z tego komputera! Ach, ci faceci. Bądź jednak pewna, że jeszcze tu wrócę i skomentuje pozostałe rozdziały a wtedy wystawię opinię na całe opowiadanie. Na stan dzisiejszy mnie zaintrygowałaś ;) Buziaczki ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy