środa, 2 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ III: Smoczy Dwór

               Gdy się obudziłam ogarniało mnie dziwne uczucie, jednak byłam wyspana. A może to adrenalina? Nie zastanawiając się na tym zbyt długo, wstałam z łóżka i  rześko podreptałam do kuchni
- Zjadłabym konia z kopytami! - pomyślałam i czym prędzej zaparzyłam sobie kawę. Jednak po namyśle, uznałam, że koń wcale nie jest takim dobrym pomysłem i zdecydowałam się na jogurt light, świeże bułeczki, masło i dżem truskawkowy. Położywszy produkty na stole poszłam obudzić Johna. Przyszedł czas by i on w końcu coś przekąsił i wypił kolejną porcję krwi. Zapukałam do jego drzwi, po czym ostrożnie uchyliłam je i wślizgnęłam się do jego pokoju. Chłopak słodko spał, nawet się nie poruszył. Zbliżyłam się do jego łóżka i szturchnęłam go.



- John, hej John! Wstawaj czas śniadanie, nie możesz przecież robić tak dużych przerw między pożyw-wkhh...
Nagle chłopak zerwał się łapiąc mnie za gardło. Nie byłam w stanie nawet się obronić.
- John, d-dusisz mnie. - Wykrztusiłam wydając z siebie jedynie zduszony szept.
- O cholera! Andromedo przepraszam! Ja nie chciałem! Miałem przedziwny sen...
- Co Ci się śniło?!
- Taka wielka zdobiona brama, smoki i gigantyczna posiadłość jak u Hugh Hefnera!
- I co?
- Był tam też mój stwórca.
- Przemówił do Ciebie?
- Rzekł tylko "jestem twoim stwórcą". Tak dziwnie mi się przyglądał...
- Miałam ten sam sen. Tylko w moim wyśmiał mnie, kiedy poprzysięgłam, że skrócę go o głowę.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze.
- Chodź do kuchni śniadanie czeka już na stole.
Wzięłam go za rękę i poprowadziłam do kuchni. Podałam mu dzisiejszą porcję krwi oraz świeże bułeczki z dżemem.
- Musimy znaleźć to miejsce- Powiedziałam do niego popijając kawę.
- Niby jak mamy to zrobić? - spytał wyraźnie zaskoczony? - I skąd w ogóle możemy mieć pewność, że na prawdę istnieje?
- Pójdziemy do biblioteki miejskiej. Powinni mieć rejestr najstarszych dworów.
Nagle rozdzwonił się telefon. John swoją nową umiejętnością szybkiego poruszania się dopadł go w sekundę.
- Tak, słucham?- Odezwał się swoim melodyjnym głosem.
- Oczywiście będziemy, chwileczkę - Wyrobisz się w pół godziny?- Powiedział pół-szeptem zasłaniając mikrofon telefonu.
- W godzinę.
- Będziemy w ciągu godziny.
Odłożył słuchawkę i powrócił do stołu już w normalnym tempie by dokończyć posiłek.
- O co chodziło?
- Dr. Laritein znalazł coś w jednym z ciał. Chce żebyś się temu przyjrzała.

Postanowiłam w końcu się umyć, wczoraj nie miałam już na to siły. Kiedy skończyłam, przejrzałam się w lustrze. Uznałam, że przyda mi się makijaż. Twarz pokryłam podkładem, oczy przydymiłam zalotnie cieniami, czarną kredką dodałam głębi i mocno wytuszowałam rzęsy. Odziana jedynie w ręcznik udałam się do pokoju, by przebrać się w coś bardziej stosownego. Zdecydowałam się na czerwona tunikę, a'la skórkowe czarne leginsy oraz moje ulubione czarne szpilki z platformą zdobione ćwiekami. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami. Tak czy inaczej wyglądały świetnie. Jeszcze kolczyki, ulubiony błyszczyk o smaku pinacolady i gotowa. Gdy wyszłam z pokoju John czekał już na mnie. Zauważyłam, że na mój widok zaparło mu dech w piersiach było to lepsze niż słowny komplement.

- Wezmę jeszcze tylko torebkę, kluczyki i telefon. Możemy wychodzić.
- Nie ma sprawy.
Poszliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku kostnicy. Po drodze nie rozmawialiśmy. Właściwie, nie przeszkadzało mi to.  Na miejsce zajechaliśmy piętnaście minut później. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do budynku. Szybkim krokiem zeszliśmy na dół, prosto do prosektorium. Dr Laritein już na nas czekał. Siedział przy biurku i obracał w dłoniach jakiś tajemniczy przedmiot umieszczony w foliowym woreczku.. W końcu przeniósł wzrok na nas mówiąc:
- W jednym z ciał odnalazłem, bardzo rzadki, wiekowy sygnet. Musiał zsunąć się z palca sprawcy, kiedy nabijał dziewczynę na konar, bo ów sygnet znajdował się w otworze w plecach.
Podeszliśmy bliżej, by przyjrzeć się tej błyskotce. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na sygnecie znajdował się smok. I to nie byle jaki smok, a dokładnie ten sam, który widniał na bramie w moim śnie. Tyle, że ten nie był fiołkowy. Tym razem miał kolor tężejącej krwi.
- Będę potrzebowała tego pierścienia, by odnaleźć pewne miejsce. Ów herb, może mnie naprowadzić.
- No dobrze, jeśli musicie... - Powiedział z lekkim niezadowoleniem.
- Chodź John, zbieramy się.
Wybiegliśmy z kostnicy udając się prosto do samochodu. Ruszyliśmy z piskiem opon.
Zapytałam Johna:

- Coś mi się tu nie zgadza. Smok na bramie posiadłości był fiołkowy, zaś ten na sygnecie burgundowy.
- Fakt, coś tu nie gra. Mam nadzieję, że odpowiedź znajdziemy na miejscu.

Szybko odnaleźliśmy miejscową bibliotekę. Nie było to trudne w tak niedużej mieścinie. Była to ładna nieduża budowla w stylu kolonialnym. Wewnątrz wszędzie rozpościerały się wysokie regały z ciemnego drewna wypełnione tysiącami tomów, zaś w powietrzu unosił się zapach starych książek i butwiejącego drzewa. Bibliotekarka okazała się być ładną, młodą dziewczyną. Była bardzo szczupła, a jej twarz okalały lśniące rude włosy ścięte na boba. Wskazała nam dział, w którym mogliśmy odnaleźć to czego szukaliśmy. John znalazł dział spisów administracyjnych z podziałem na lata. Doszukał się tam także księgi, w której znajdowały się zapiski dotyczące najstarszych tutejszych budowli mieszkalnych.
- Patrz!- Wykrzyknął, przerywając głuchą ciszę.
Bibliotekarka  spojrzała z dezaprobatą na głośno zachowującego się chłopaka.
- Co jest?
- Chyba znalazłem  ten dwór, którego szukaliśmy. Nieeźle. Ktoś kto tam teraz urzęduje, musi być ustawiony do końca życia.
Zdjęcie przedstawiało ten sam dziedziniec, który widziałam we śnie, tylko za dnia.  Wyglądał jeszcze  piękniej niż wtedy, wręcz magicznie. Smoki zaś prezentowały się jeszcze bardziej realnie.
- Ostatnimi właścicielami byli dwaj bracia Olivier i Romulus Londenbork. Zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach w 1714 roku.  Zaraz po ich zniknięciu ratusz chciał odkupić posiadłość, jednak ktoś ich ubiegł. Popatrz są ich portrety.

Pierwszy z nich przedstawiał przystojnego mężczyznę o śniadej karnacji, krótkich, choć nie przesadnie czarnych w włosach i dużych niebieskich oczach. Ubrany był w bogato zdobione, szlacheckie szaty, a dłonie i szyję zdobiła droga, ciężka biżuteria. Był nieźle zbudowany jak na tamte czasy.

- Niezły był. - Powiedziałam przekornie do Johna, jednak udał nieprzejętego.

Na kolejnej stronie widniał obraz drugiego mężczyzny.  Dokładnie tego, którego widziałam we śnie. Jednak tutaj  miał jakieś siedemnaście lat. Ten we śnie wyglądał na co najmniej dwadzieścia jeden i przypominał buntownika z czasów współczesnych. Miał włosy w odcieniu ciemnego blondu, dobrze zbudowany jak na nastolatka i podobnie jak brat ubrany w szlachetne szaty. Dolną część obu stron pod zdjęciami zdobił herb rodu. Tym razem był złoty.
- Jest tam może napisane, gdzie znajduje się posiadłość?- zapytałam Johna.
- Tak, już spisuje.
- Dobra jedziemy.
                                                                    ************

             Rozkoszowałem się odpoczynkiem swoim ulubionym fotelu  z XVI w. W mojej dłoni spoczywał kieliszek szkarłatnej krwi. Kominek dawał przyjemne ciepło, a palące się drewno raz na jakiś czas kojąco trzaskało. Wtem usłyszałem odgłos zatrzymującego się auta. Podszedłem do dużego okna wychodzącego na dziedziniec.  Oczom własnym nie wierzyłem w to com ujrzał.  Przed moją posiadłością zjawiła ta sama piękna istota, którą widziałem zeszłego popołudnia w parku. Nie dane mi było niestety dalsze rozkoszowanie się jej widokiem, gdyż mą dłoń znów palił przeszywający ból. Mogło oznaczać to tylko jedno - Romulus. Przed laty pewien mag na prośbę naszych rodziców rzucił na nasze rodowe sygnety zaklęcie braterskiej więzi. Niestety krew z krwi nie starczyła by obdarzył mnie on braterską miłością. Ślepa zazdrość zbrukała mu serce i spaczyła trzeźwe myślenie, przez co działanie zaklęcia zmieniło się. Zamiast zbliżać nas do siebie - boleśnie ostrzega nas przed sobą. Ale to przecież niemożliwe. Założyłem okulary przeciw słoneczne z mocnym filtrem i zszedłem na dół, by przekonać się w jakim celu przybyła kobieta. Gdy znalazłem się już na dziedzińcu, stała badając palcami smoka z herbu widniejącego na bramie. Jej mina sugerowała, że jest nim oczarowana.

- Została ręcznie wykuta z żelaza we Włoszech. Za to herb to czyste srebro i kamienie szlachetne. Czym mogę służyć tak pięknej niewiaście?
- Hmm… no tak, mogłam się domyśleć, że wasze nagłe zaginięcie było fikcją. A także tego, że jesteś wampirem, od razu coś mi tu śmierdziało. Olivier Landenbork jeśli się nie mylę? Gdzie jest twój popieprzony braciszek?
- Zgadza się, jednak nie znam miejsca pobytu mojego... jak to pani ujęła? Ah tak, „popieprzonego brata". Damie, zwłaszcza tak urodziwej, język taki nie przystoi. Co do Romulusa, to wieki go nie widziałem. Można by rzec, że nie utrzymujemy pokojowych stosunków.
- Rozumiem. Możemy  porozmawiać?
- Oczywiście, proszę za mną - Pstryknąłem w palcami, a brama się otworzyła. Zauważyłem, że jej towarzysz spogląda na mnie nieufnie.
- Spokojnie młody dhampirze. Postrzegasz mnie jako swojego wroga, jednak nie musisz się mnie obawiać. Jestem dobry, spójrz- zsunąłem z nosa okulary, by ukazać im jakiej barwy są moje oczy. Można było dostrzec, że nieznacznie się rozluźnił. Kobieta nie wydawała się być zestresowana. Wręcz przeciwnie. Wszedłem do budynku, prowadząc niespodziewanych gości prosto do salonu.

- Napije się panienka czegoś?
- Herbaty jeśli można. Dziękuję.
- A ty ? Może krwi?
- Z miłą chęcią. Dzięx.
Zachichotałem po cichu pod nosem, gdy usłyszałem dziwny sposób podziękowania chłopaka. Młodzi XXI wieku są tacy zabawni. Udałem się prędko do kuchni, by przygotować herbatę i krew. Sam także wolałem tą o temperaturze ludzkiego ciała, niż zimną. Podawszy gościom napoje, zasiadłem ponownie na fotelu.

- Czym więc w czym mogę pomóc pięknej damie?
- Nazywam się Andromeda Konstantin, a to jest John Krasiński mój podopieczny. Prawdopodobnie został przemieniony kilka dni temu przez twojego brata. Jestem wybranką, mam nadzieję, że wiesz co to oznacza. Z resztą mniejsza o to. Przyjechaliśmy tu, ponieważ twój młodszy brat Romulus nawiedził mnie, a także Johna we śnie. Koroner znalazł to w ciele jednej z zabitych dziewczyn. - Powiedziała podając mi sygnet Romulusa. Wziąwszy go, ponownie poczułem ból.


- Jak wiele wiesz o przepowiedni?- Zapytałem, kładąc jednocześnie pierścień na stoliku przed nami. Coś w środku podpowiadało mi, że nie została poinformowana o wszystkim.
- Wiem, że mam oddzielić dobro od zła. Wprowadzić porządek.
- Zgadza się, jednak, czy wiesz jak masz tego dokonać?
Nie odpowiedziała mi. Byłem więc już pewien że nie zna całej prawdy. Musiałem opowiedzieć jej wszystko, zastanawiałem się tylko jak zrobić to... delikatnie.
- Wiesz coś, czego ja nie wiem?- Zapytała, wyrywając mnie z rozmyślań.
- Właściwie... nie znasz całkowitego przesłania przepowiedni. Ten kto Ci o niej powiedział chytrze starał się zataić tę część przepowiedni. Dalsza część powiada, że wybraniec musi stać się jednym z nas - wampirem by posiąść pradawną moc wybranych. Mówi także o tym, że jeżeli wybrańcem stanie się kobieta będzie znacznie silniejsza od wszystkich. Wręcz niepokonana. Śmiem więc sądzić, że Twoja sytuacja będzie bardziej korzystna niż dotychczas. Nie będziesz już tak kruchą istotą...

Obserwowałem ją cały czas gdy przekazywałem jej prawdę. Widziałem, jak jej mina zmienia się jak  w kalejdoskopie podejrzliwość, frustracja, niedowierzanie, strach o to, że stanie się tym, na kogo poluje całe życie. Nagle przerwała mi w pół słowa, wstała i kręcąc głową poczęła wykrzykiwać.

- To nie jest możliwe! Nie! Nie, to nie może być prawdą. A w ogóle, to wcale nie jestem krucha! - Naburmuszyła się jak dziewczynka. Nadal pokrzykując, teraz bardziej sama do siebie niż do nas, wybiegła z pokoju. Głośno trzasnęła masywnymi drzwiami. Jednak gdzieś w głębi czułem, że właśnie tak zareaguje. Mimo jej silnego charakteru, był to dla niej ogromny cios.
************************************
Korekta: Wiktoria Gajewska 

4 komentarze:

  1. Popraw czcionke ostatnich 4 linijek.
    Rozdział w porządku, połowa była czytana przeze mnie już wcześniej przez ramię Wiktorii. Warto było jednak drugi raz przeczytać to samo.
    Pisz szybciutko. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No postaram się jak najszybciej wrzucić kopie roboczą dla Wiki :)

      Usuń
  2. oj pisz sxybko bo sie ciekawie robi:) poczatek byl taki se ale im dalej tym coraz lepiej :) strasznie mnie to wciagnelo :) jestem ciekawa z kim bedzie andromeda czy z mlodym wampirem czy z Oliwierem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam nadzieje, że jutro już zacznę obróbkę tekstu i po weekendzie chyba powinno być juz opublikowany 4 rozdział. No jeszcze trochę i się dowiesz :)

      Usuń

Obserwatorzy