środa, 30 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ V: Matczyna wiadomość

 Czekałam na dworcu autokarowym na Joanne Editte. Mimo, że miała prawo jazdy i wypasione auto wolała przyjechać autobusem, gdyż bała się, że nie trafi do tej dziury. Czekałam na nią oparta o samochód, odziana w różowo biały dres, z kubkiem latte macchiato, a zza chmur wyłaniało się słońce. Po dwudziestu minutach przyjechał jakiś autobus. Wysypała z niego grupka ludzi, zaś siostra wyszła jako ostatnia.

- Joanne Editte! Tutaj jestem! - Zawołałam machając do niej. Miała długie brązowe włosy, duże błękitne oczy i słodkie delikatne usta w kształcie serca. Ubrana była w kraciastą niebieską koszulę, czarne rurki i oczywiście czarne trapery . Gdy tylko mnie ujrzała oczy zaświeciły jej się tak, jak gdybym była najwspanialszym  prezentem na całym świecie i prędko do mnie podbiegła.

- Andromeda! Wyglądasz jeszcze piękniej niż zawsze! Mama kazała Ci to przekazać. - Wyciągnęła w moją stronę dużą kopertę zaadresowaną do mnie. Miała ze sobą zbyt duży zapas ubrań jak na tak krótki pobyt.
- Dzięki, później przeczytam. Też się za tobą stęskniłam siostrzyczko. - Uśmiechnęłyśmy się i przytuliliśmy.
- Masz ochotę coś zjeść? Jakby nie było jest pora lunchu, a Ty przebyłaś długą drogę.
- Jasne, że tak! Głupie pytanie. Mam ochotę na pysznego, tłustego, niezdrowego fast fooda. Nie zniosę kolejnej porcji dietetycznej żywności. Fuj!
- Nie ma sprawy, zamówimy ogromny, pyszny, niezdrowy zestaw!
Śmiejąc się wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do "bistro u Georga". Mała knajpka z najlepszymi fast foodami w mieście. Jak zwykle o tej porze było mało ludzi, a wystrój knajpki był bardzo skromny. Czerwone kanapy i okrągłe stoliki przykryte obrusami w biało-pomarańczową kratkę z serwetkami i przyprawami ustawionymi po środku. Usiadłyśmy przy jednym z nich i zamówiłyśmy chyba całą kartę dań: cheesburgery, hamburgery, duże frytki w przyprawach na półmisku, sos czosnkowy, tosty z serem i pieczarkami, hot-dogi z Chili oraz kurczaka z rożna i dużo coli, do tego sałatkę by jakoś to zrównoważyć.
- Jak minęła podróż ?
- Nudno, ale miałam przy sobie PSP więc jakoś zleciało. A Tobie jak tu idzie? Tak w ogóle to po co właściwie tu przyjechałaś?
- Nie jest tu tak źle, chociaż trochę czasem nudno. Wiesz, że przywykłam do "ciut" większych miast. A Przyjechałam tu, ponieważ muszę dopełnić słowa przepowiednię.
- To już? Teraz? Poważnie? Ale odjazd! O co chodzi właściwie z tą przepowiednią?
- Przepowiednia głosi iż mam zabić takiego jednego gagatka, który sam przed wiekami ogłosił się Królem wampirów, ale żeby było śmieszniej, to zrobić muszę najpierw sama zamienić się w wampira. - Gdy tylko to wypowiedziałam spojrzałam na nią by kontrolować jej reakcję. Joanne Editte złapała się za brodę i zamyśliła się. Zamilkła na moment, nawet zlękłam się, że wpadła w jakiś szok. Jednak po chwili ocknęła się i szeroko uśmiechnęła.
- Nie ukrywam, wcale mnie to nie dziwi. Wiedziałam, że kiedyś w końcu sama staniesz się mroczną panią życia i śmierci. - Powiedziawszy to zaśmiała się z własnego określenia. Ulżyło mi, ze tak lekko to przyjęła. Reszta posiłku przebiegała w iście zabawnej atmosferze. Kiedy zjadłyśmy zapłaciłam kelnerce i zostawiłam jej solidny napiwek za miłą obsługę. Udałyśmy się prosto do mojego mieszkania. Dziewczyna po drodze nie odzywała się, tylko w zamyśleniu podziwiała widoki za oknem. Zaparkowałam samochodem z najładniejszej strony mojego nowego tymczasowego "domu", by mogła oswoić się z widokiem.

- O jejuniu! Aaale wypasiona chata! - Ledwo przekroczyła próg mieszkania, a już zaczęła gwizdać z zachwytu.
- Muszę Ci kogoś przedstawić.
- O fajnie, masz fagasa?!
- Nie!  To młody wampir, którym się opiekuję.
- Serio ?! Poznam prawdziwego wampira?! Ale odjazd!
- Właściwie to... Dhampira, ale tak. Proszę Cię tylko, zachowuj się normalnie. Albo lepiej nie, po prostu przyzwoicie.
- Ok, ok...
John! Przyjdź proszę do nas. - Pomyślałam i jak na na zawołanie chłopak zmaterializował się tuż obok nas. Joanne Editte zlękła się, z pewnością cię tego nie spodziewała. Ale już po chwili łypała na niego pożądliwym wzrokiem. Przyszło mi na myśl, że patrzy na niego tak, jak głodny na najsmakowitszy przysmak na całym świecie.
- Jestem Joanne Editte, miło mi Cię poznać.
- Tak wiem, jestem John. Andromeda dużo mi o Tobie opowiadała. Nie wspomniała jednak, że jesteś równie piękna, jak ona sama.
Dziewczyna zachichotała zawstydzona ,a na jej policzkach wykwitły urocze rumieńce. Przewróciłam oczami.
- Oh... Dziękuję. - Powiedziała kiokieteryjnie udając zakłopotanie.
- Dobra koniec tych komplementów. - Posłałam wampirowi gniewne spojrzenie. - Chodź. Pokażę Ci Twój pokój. - Bezceremonialnie złapałam ją za łokieć i zaprowadziłam do pokoju. Chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech, który mnie rozbrajał, po czym ruszył za nami.
- W budynku jest basen z sauną, solarium oraz siłownią, z których możesz skorzystać. To Twoja sypialnia, z dużą garderobą i łazienką. Tam jest kuchnia - wskazałam pomieszczenie po prawo.
 A tam salon. -  kierując ją w lewo do pomieszczenia znajdującego się za wielkim lukiem. - Czuj się jak u siebie. Idź się odśwież, a ja zrobię cappuccino z bita śmietaną, posypką czekoladową i ciasteczkiem korzennym.
- Ok! Dzięki siostra.
Poszłam do kuchni, wyciągnęłam kieliszek do wina na krew dla Johna oraz dwie duże filiżanki na cappuccino i wstawiłam ekspres. Usiadłam przy stole i wyjęłam kopertę z listem od mamy. Wciągnęłam powietrze do płuc i otworzyłam kopertę. Mama pisała, że zostawia Joanne Editte pod moją opieką  na jakiś czas, ponieważ jedzie do kliniki leczenia raka piersi. Zostawia mi także czek na 5mln dolarów, na wszelki wypadek, gdyby leczenie się nie powiodło. Poinformowała mnie także, że przepisała na nas cały swój majątek w spadku. Byłam w szoku. Łzy ciekły po moich policzkach, a John pojawił się momentalnie u mego boku. Wyłączył ekspres i mocno mnie przytulił, dodając otuchy. Nagle ciszę przerwało znaczące chrząknięcie. Odwróciłam się i ujrzałam swoją siostrę. Była smutna. Teraz już byłam pewna, że wiedziała o tym od dawna. Podeszła do niej i wtuliłam się. Obie traciłyśmy właśnie kogoś bliskiego. Kogoś, kto przez cale życie nasza otuchą, inspiracją i pociechą w trudnych chwilach nawet, gdy nie było tego po niej widać, to nadal była naszą matką. A teraz odchodziła... Po dziesięciu minutach usiadłyśmy do stołu popijając gorące cappuccino.

- Od jak dawna to trwa? - Zapytałam.
- Jakieś dwa lata. Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Organizm przestał reagować leki i terapie.
- Nie dobrze... Tak się dzieje gdy człowiek jest już jedną nogą w grobie. W poniedziałek zapiszę Cię do miejscowego liceum, w porządku?
- Jasne siorka, lepsze to niż te cholerne internaty. W końcu ktoś porządnie się mną zajmie. Ktoś kto mnie kocha...
- To słodkie... Ale wiesz, że mama Cię kocha.
- Zawsze licho mi to okazywała. Wolała miłość zastępować drogimi desgnerskimi prezentami.
- Tak wiem, nasza matka chyba nigdy nie miała instynktu macierzyńskiego.
- Dobra dziewczyny, rozumiem, ze miałyście ciężkie dzieciństwo. Ale Andromedo, musimy porozmawiać o Twojej przemianie. - Przerwał nam John.
- Kiedy ma się to odbyć?
- Przy najbliższej pełni księżyca, czyli za... - Spojrzał na telefon. - 2 dni.
- Hmm, co musimy zrobić w takim razie? - Zapytałam.
- Ja zajmę się odprawianiem specjalnego rytuału czytając słowa z księgi. Twoja siostra rozstawi wokół Ciebie i Oliviera 13 świec zapalając je po kolei przy każdym następnym wersie prozy. Ty zaś musisz odziać się w biało-czerwoną suknię symbolizującą czyste zamiary i poświęcenie.
- Może być biała suknia z czerwonym gorsetem?
- Tak, chyba tak.
- Dobrze. Jutro pojadę do Oliviera porozmawiać z nim. Mógłbyś w tym czasie zająć się Joanne Editte? - Tylko bez żadnego flirtowania - Pomyślałam. - Ha , jeszcze miłostek by brakowało. A po mojej siostrze i jej fascynacji wampirami można spodziewać się wszystkiego.
- Nie ma sprawy. I nie martw się, nie będę do niej startować. Aaa przynajmniej nieumyślnie. - Odpowiedział łobuzersko i puścił jej oczko, by mi dokuczyć. Ona jak na nastolatkę przystało zarumieniła się. Pokręciłam głową bezsilnie i poszłam wziąć długą odprężającą kąpiel.

Wiedziałam, że jestem gotowa na przemianę, ale nadal trochę się bałam. Nie wiedziałam jak dokładnie się to odbywa. W końcu to nie standardowa przemiana, a pełny rytuał. Napełniłam wannę wodą, dolałam płynu do kąpieli po czym dodałam kulki relaksacyjne, z olejkami eterycznymi, o zapachu masła kakaowego i kokosa. Weszłam do niej zanurzając się po samą szyję w pianie. Zatopiona we własnym rozmyślaniu i cudownej mieszance zapachów.  Po czym udałam się do łóżka i nie spostrzegłam nawet kiedy odpłynęłam w senne majaki. Obudziłam się nazajutrz około dziesiątej. Wstałam z łóżka i w ciszy przeszłam do kuchni. Nikogo w niej nie było, a na stole znajdowała się kartka na której John napisał, że poszedł z moja siostra na zakupy. Po zjedzeniu umyłam się i umalowałam. Odświeżona i ubrana byłam gotowa na spotkanie z Olivierem.
  
                                                                            *******
      Andromeda nie dawała mi spokoju. Wciąż jej obraz widniał w mej głowie. Jeszcze żaden człowiek, nie zawładnął tak moimi myślami, do tego stopnia by nie liczyło się nic prócz niej samej. Do tej pory zdolna była jedynie do tego moja pierwsza i jedyna wampirza partnerka. Ta kobieta musi mieć w sobie coś niesamowitego, skoro do tego stopnia spętała moje myśli. Leżąc w swoim łożu obitym pikowaną satyną nie moglem powstrzymać wizji błąkających się po mej głowie. Jak cudownie byłoby gdyby leżała tu, tuż przy moim boku. Wtem usłyszałem nadciągający z dali pojazd. Zerwałem się natychmiast, porzucając rozmyślania i popędziłem czym prędzej przywitać miłego gościa. Mój wampirzy zmysł mnie nie zawiódł, to była Ona. We własnej osobie. Rozwarłem bramę przy pilota pomocy,  by mogla zajechać na dziedziniec. Zatrzymawszy samochód wysiadła, eleganckim krokiem damy udając się w mą stronę. Odziana w długą czarną suknię z gorsetem, wyrazistym makijażem i rozpuszczonymi włosami. Zbliżając się ku mojej osobie posłała mi powalający na kolana uśmiech. Pragnąłem jej wciąż bardziej i bardziej. Nie mogłem wyjść z podziwu. Wyglądała jak rodowita szlachcianka z mej człowieczej epoki.
- Witaj. - Podeszła muskając mój polik czerwienią warg.- Chyba nie przeszkadzam?
- Skądże, Ty nigdy nie przeszkadzasz moja miła.
Cholera! Powinienem był trzymać język za zębami. Teraz z pewnością pomyśli, że jestem nachalnym, starym wampirem. Jakże w grubym będzie byłem. Jakże się myliłem. Urocza niewiasta w odpowiedzi na słowa obdarowała mnie pięknym promiennym uśmiechem.
- Dziękuję Olivierze. Miło mi to słyszeć.  Przyjechałam tutaj ponieważ chciałam się dowiedzieć wszystkiego na temat rytualnej przemiany.
- Oczywiście. Może zechcesz udać się wraz ze mną na przechadzkę po dworskich ogrodach? - Zapytałem, podając ramię mej damie.


7 komentarzy:

  1. kocham twój blog dlatego nominuje cię do Liebster award (http://battle-of-destiny-tvd.blogspot.com/2014/05/liebster-award.html)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ale stwierdziłyśmy z Wiktorią, że nasz blog nie będzie brał udziału w takich akcjach

      Usuń
  2. Prowadzisz naprawdę świetnego bloga! Twoj styl pisania jest naprawdę ciekawy :) Dlatego obserwuję Twojego bloga i życzę dalszych sukcesów :)

    Czy mogłabym liczyć z Twojej strony na rewanż?
    http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominacja do LBA --> http://angel-calum-fanfiction.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html

    + Zrób coś z tym "czytaj więcej" bo to niewygodne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz świetny styl pisania, gdy to czytam w wyobraźni pojawiają mi się obrazy jakbym oglądała film. Świetnie, powodzenia w dalszym pisaniu ! <3

    http://cichociemna1905.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. kuzynka zarabista czekam na dalszy ciag:)...pozdrawiam sandra

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy